Pomagają Ukrainie
Wokół nas jest wielu ludzi, którzy nie są w stanie przejść obojętnie wobec zła i niesprawiedliwości wyrządzanych drugiemu człowiekowi. I choć nie jest łatwo, zawsze starają się być tam, gdzie są potrzebni.
ZHR dla Ukrainy
Anna Fidelak wraz z siedmiorgiem innych dolnośląskich członków Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej cały tydzień spędziła na granicy w Medyce. Przede wszystkim pracowała na dworcu PKP w Przemyślu, gdzie opiekowała się uchodźcami z Ukrainy czekającymi na transport w głąb Polski. Wśród uchodźców dominowały kobiety i dzieci. Po ich twarzach widać było, że potrzebują pomocy, lecz nie malowała się na nich rozpacz. Mimo tego zdarzało się, że nerwowo reagowali na dźwięk samolotu, jakby bojąc się bombardowania. – Choć brak czasu i bariera językowa uniemożliwiała mi bliższą interakcję z Ukraińcami, pamiętam mówiącą po polsku kobietę z Jaworowa pod Lwowem, która opowiadała o bombardowaniu – wspomina Ania. – Przekroczyła granicę w stanie przedzawałowym. Szybko zapewniliśmy jej transport do szpitala.
Zapytana o to, czego najbardziej potrzeba na granicy, Ania odpowiada: – Na pewno nie potrzebujemy ubrań, ponieważ nie ma możliwości ich dystrybucji. Najbardziej potrzebne są artykuły pierwszej potrzeby, np. kosmetyki w wersji podróżnej. Potrzebne są również walizki, torby i plecaki. Uchodźcy często nie mają własnego bagażu i nawet jeśli otrzymują jakieś rzeczy, nie mają ich do czego spakować.
Harcerka z LO
Martyna Frysztak jest harcerką z ZHP i uczennicą klasy 3Ap w LO Nr I w Oławie. Na granicy w Medyce spędziła trzy dni. Najpierw pracowała na PKP w Przemyślu, a następnie na przejściu dla pieszych.
Zadaniem wolontariuszy na dworcu PKP była pomoc w przetransportowaniu uchodźców i ich bagaży do pociągu – opowiada Martyna. – Ten środek komunikacji był dla nich jedyną możliwością, aby przedostać się dalej. Już w pociągu rozdawaliśmy produkty pierwszej potrzeby. Podczas oczekiwania na kolejny skład, kierowaliśmy Ukraińców do namiotów, gdzie zajmowaliśmy się nimi tak, aby mogli odpocząć.
Na przejściu granicznym praca wyglądała nieco inaczej. Droga wiodąca od granicy obstawiona jest namiotami różnych organizacji, w których znajdują się ratownicy, ale również wiele przydatnych produktów, które rozdawaliśmy. W namiotach można się także przespać, przebrać, mamy mogą przewinąć dzieci. Tam też pomagaliśmy, sprzątaliśmy. Poza tym przenosiliśmy do autobusów jadących do Przemyśla bagaże zmęczonych Ukraińców.
Innym punktem pomocowym jest hala po dawnym „Tesco”. Znajduje się tam wiele pomieszczeń, z których każde ma swoje oznaczenie. W tym z numerem 6 znajduje się np. punkt rejestracji kierowców i ich możliwości transportowych. Gdy ktoś zgłaszał chęć wyjazdu w konkretne miejsce, odsyłaliśmy go do pomieszczenia, w którym czekał na transport. W pokoju nr 13 przebywali natomiast ludzie, którzy niczego nie posiadali i nie wiedzieli, gdzie się udać. Mogli tam odpocząć i zastanowić się, co dalej. Ze względów bezpieczeństwa wszyscy przebywający w hali noszą specjalne opaski, świadczące o tym, że mogą przebywać w tym miejscu.
Na pytanie, co ją skłoniło do wyjazdu na granicę, Martyna odpowiada: – Zawsze staram się pomagać, gdy widzę taka potrzebę. Teraz też usłyszałam wewnętrzny głos, który mówił mi, że skoro mogę, to pomogę. Na pewno wrócę na granicę, bo choć jest tam masa ludzi, jest też masa pracy.
Harcerka, maturzystka, licealistka
Małgorzata Guź jest o rok starszą szkolną koleżanką Martyny (z kl. 3A). Na granicy w Medyce znalazła się w ramach akcji „Granica”, którą zorganizowała dla osób 16+ Główna Kwatera ZHP.
Do Przemyśla Małgosia wybrała się wraz z koleżanką – Jagodą Banaś. Później dołączyli do nich kolejni oławianie. Ich dyżur na granicy trwał 5 dni – od wtorku do soboty (12 godzin dziennie). Spali w jednym z tamtejszych techników.
Podobnie jak Martyna Małgosia pracowała m.in. w punkcie w dawnym „Tesco”. Choć głównie zajmowała się organizacją transportu, tak naprawdę zajmowała się wszystkim – kuchnią, sprzątaniem, pracą w magazynie. Była tam, gdzie było największe zapotrzebowanie na pomoc.
– Do moich obowiązków należało m.in. przyjmowanie uchodźców – opowiada Małgosia. – Zgłaszały się do mnie matki, dzieci, nastolatki, starsi. Zdarzały się dni, gdy było ich tak dużo, że nie można było przejść korytarzem, gdyż nawet tam odpoczywali. Szczególnie pamiętam ośmioosobową rodzinę z Charkowa. Mieli łzy w oczach, gdy mówili, że nie mają dokąd wracać. Pamiętam ich smutek, ale także wdzięczność, z jaką dziękowali za pomoc. W pokonaniu barier w komunikacji z uchodźcami pomagała nam technologia, czyli translatory. Czasami wystarczał j.angielski, a czasami nawet polski.
Zapytana o motywację do włączenia się w akcję „Granica”, Małgosia odpowiada: – Od wybuchu wojny wraz z drużyną „Wiercipięty” brałam udział w wielu akcjach pomocowych – w zorganizowanym w Oławie pikniku „Solidarni z Ukrainą”, zbieraniu żywności w CH „Kaufland”, organizacji zajęć dla dzieci uchodźców, które mają oderwać ich myśli od traumatycznych przeżyć. Poza tym na Ukrainie mieszka część mojej rodziny i znajomi. Dlatego mam nadzieję, że uda mi się jeszcze wrócić np. do Medyki.
Foto
Jolanta Szewczyk